Przejdź do zawartości

Strona:PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu/261

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i przyjdę, aby nieco doprowadzić do ładu nasze gospodarstwo, które zapewne musi być w dość złym stanie.
— Dobrze; będę czekał na ciebie. Nie masz do mnie żadnej urazy?
— Bynajmniej.
— Zatem do zobaczenia niebawem.
— Do zobaczenia.
Bonacieux pocałował żonę w rękę i oddalił się szybko.
— No, tylko tego brakowało jeszcze, aby mój małżonek został sługą kardynała — rzekła pani Bonacieux, gdy mąż jej zamknął bramę domu i gdy sama pozostała w mieszkaniu. — A ja zapewniłam królową, przyrzekłam mojej biednej pani... Ach, mój Boże, mój Boże! będzie mnie uważała za jedną z tych niegodziwych osób, od których roi się w pałacu, a któremi otoczono ją tylko dlatego, aby ją szpiegowały. Ach, panie Bonacieux! nie kochałam cię nigdy za bardzo, ale teraz cię nienawidzę! nienawidzę! I daję słowo, zapłacisz mi za to!
W chwili, gdy wypowiadała te słowa, rozległo się stuknięcie w sufit, co skłoniło ją do spojrzenia w górę, a równocześnie głos jakiś, przenikający przez powołę, zawołał na nią:
— Droga pani Bonacieux, niech pani otworzy drzwiczki od korytarza, abym mógł przyjść do pani.