Przejdź do zawartości

Strona:PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu/211

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Prawie nigdy; zazwyczaj miała interesy do handlarzy płótna, do których jej towarzyszyłem.
— Ilu było tych handlarzy?
— Dwóch, Jaśnie Oświecony Panie.
— Gdzie mieszkają?
— Jeden przy ulicy de Vaugirard, drugi przy ulicy de La Harpe.
— Czy wchodziłeś pan do nich z nią razem?
— Nigdy, Jaśnie Oświecony Panie; czekałem na nią przed bramą.
— A jakimże pozorem tłómaczyła się, że wchodzi sama?
— Nie tłómaczyła się nigdy; kazała mi czekać, więc czekałem.
— Jesteś pan wygodnym mężem, mój drogi panie Bonacieux — rzekł kardynał.
— Nazywa mnie drogim panem! — pomyślał kramarz. — Do licha! sprawa nie najgorzej się przedstawia.
— Czy rozpoznałbyś pan te bramy?
— Tak jest.
— Czy znasz pan numery domów?
— Znam.
— Jakież to numery?
— Nr. 25 przy ulicy de Vaugirard i nr. 75 przy ulicy de La Harpe.
— Dobrze — rzekł kardynał.
Powiedziawszy to, ujął w rękę srebrny dzwonek i zadzwonił. Oficer wszedł do gabinetu.
— Idź, poszukaj Rocheforta — rzekł kardynał półgłosem. — Jeżeli już powrócił, niech tu przyjdzie natychmiast.
— Hrabia jest już tutaj — odparł oficer — i pragnie usilnie mówić z Waszą Eminencyą.
— Niech wejdzie, niech wejdzie! — rzekł Richelieu z ożywieniem.
Oficer wybiegł z pokoju z pośpiechem, jaki okazywali zazwyczaj w posłuszeństwie wszyscy, którzy służyli kardynałowi.
— Z Waszą Eminencyą! — szeptał Bonacieux, tocząc błędnym wzrokiem dokoła.