Przejdź do zawartości

Strona:PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ną, cóż to była za rozkosz przy tej pracy, co za radość, co za zdrowie! Widzę Cię jeszcze w tem małem mieszkanku, wynajętem w domu oficyalnego Twego pobytu, wychodzącem na dziedziniec, nie zawierającem nic więcej, prócz wielkiego, grubociosanego stołu, sofy, dwóch krzeseł, kilku książek, rozrzuconych na gzemsie kominka, i żelaznego łóżka, na którem kilka spoczywałeś godzin, gdy praca przeciągnęła się do zbyt późnej nocy. Uciekałeś tam, nie chcąc, aby Ci przeszkadzali rozliczni natręci i pasożyci, nieustannie oblegający Twe drzwi, których nie umiałeś dość szczelnie zamykać przed nimi. Długie, obszerne szarawary, w koszuli z rękawami, zakasanymi po łokcie, z szyją wolną — oto, jak o siódmej z rana stawałeś do pracy, ażeby nie przerywać jej do godziny siódmej wieczorem, do chwili, kiedym przychodził do Ciebie na obiad. Śniadanie zastawałem częstokroć nietknięte na małym stoliku, który służący Twój miał obowiązek podsuwać Ci pod Twój „warsztat“, a potem opowiadałeś nam podczas jedzenia, które było dobre i nieraz w poszczególnych daniach sporządzane przez Ciebie — opowiadałeś nam dla wytchnienia, co przez cały dzień robiły Twoje postacie, i naprzód już cieszyłeś się z tego, co robić będą w dniu następnym. Trwało to miesiącami. Co za piękna praca, a zawsze wesoła!
„Cóż to za sztuka“ — mawiał Corot, coś zawsze gwiżdżący pod nosem i grzebieniem przeczesujący sobie włosy, — „cóż to za sztuka, która nie rozwesela?“ Myślałeś tak, jak on, a im więcej utworom swoim własnego dawałeś życia, tem żywiej tryskało ono w Tobie, podobnie, jak to się z wielkiemi dzieje rzekami, które, z tajemniczych karmiąc się źródeł, stają się coraz to potężniejsze w miarę, jak się rozszerzają i zwiększają, Ach! te dobre czasy! Byliśmy jednolatkami: Tyś miał lat czterdzieści i dwa, ja dwadzieścia. Te rozmowy wesołe! Te delikatne zwierzenia serdeczne! Fatamorgana serca i pamięci!
A Ty śpisz, prawie od ćwierć wieku, śpisz pod wielkiemi drzewami cmentarza w Villers-Cotterets, pomiędzy matką, która Ci była wzorem dla wszystkich Twoich szlachetnych postaci kobiecych, i pomiędzy ojcem, tym kamieniem probierczym dla wszystkich mężnych, dziel-