Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ma. Kto, u dyabła, mógł dla tych idyotów pasterzy stworzyć tę samą bajkę, którą Wergiliusz opowiada takim przecudnym wierszem Augustowi i Mecenasowi?
Przez chwilę stał zadumany, ze wzrokiem wlepionym w tę wodę lazurową i głęboką; poczem, zwracając się do sir Johna, rzekł:
— Mówią, że najdzielniejszy nawet pływak, zanurzywszy się raz w tę przepaść, nigdy się już z niej nie wydostał; gdybym się w tę toń zanurzył, byłoby to może pewniejsze, niż kula pana de Barjolsa. Zresztą może to być zawsze ucieczka ostateczna; tymczasem spróbujmy kuli. Milordzie, pójdźmy.
I, biorąc pod rękę Anglika, oczarowanego tą ruchliwością umysłu, wrócił z nim do tych, którzy na nich czekali.
A oni przez ten czas zajęli się odszukaniem odpowiedniego miejsca i znaleźli je.
Było to małe, jakby przyczepione do stromego stoku góry, tonące w blasku zachodzącego słońca, płaskowzgórze, na którem stały ruiny zamku, gdzie szukali schronienia pasterze, zaskoczeni przez groźne podmuchy mistrala.
— Służymy panom — rzekł sir John.
— Jesteśmy gotowi, panowie — rzekł pan de Valensolle.
— Niechaj przeciwnicy zechcą słuchać uważnie warunków pojedynku — odezwał się sir John.
Poczem, zwracając się do pana Valensolle’a:
— Zechciej je pan powtórzyć — dodał. — Pan jest Francuzem, a ja cudzoziemcem, wyjaśni je pan wyraźniej ode mnie.
— Pan jest jednym z tych cudzoziemców, milordzie, którzy mogliby uczyć języka takich skromnych Pro-