Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/530

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Biła dziesiąta, gdy obie dziewczyny przechodziły koło kościoła w Brou.
O godzinie kwadrans na jedenastą Karolina zastukała do drzwi więzienia.
Otworzył jej ojciec Courtois.
Wiemy już, że ojciec Courtois był z przekonań rojalistą.
To też czuł głęboką głęboką sympatyę dla czterech skazańców; miał on nadzieję, że pani de Montrevel wyjedna ułaskawienie ich u pierwszego konsula. W miarę możności osładzał im pobyt w więzieniu, unikając zbytecznej surowości.
Prawda, że jednak, pomimo sympatyi dla nich, nie przyjął sześćdziesięciu tysięcy franków w złocie — sumy, która na owe czasy przedstawiała wartość trzykrotną w porównaniu z czasami obecnymi — za ułatwienie im ucieczki.
Ale, wtajemniczony we wszystko przez córkę Karolinę, pozwolił Amelii, przebranej za wieśniaczkę, być obecną na sądzie.
I tym razem, nie wiedząc jeszcze o odrzuceniu kasacyi, dał się ubłagać.
Carolina powiedziała mu, że jej pani w nocy wyjeżdża do Paryża, aby przyśpieszyć ułaskawienie, i że chce przed odjazdem pożegnać się z baronem de Sainte-Hermine.
Pozwolił wobec tego na widzenie się Morgana z Amelią.
Sam nawet poprowadził ją do celi. Za Amelią szła Karolina.
— Panienka poznaje więzienie — odezwał się ojciec Courtois. — Tutaj panienka była uwięziona z mat-