Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/475

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ale jasne było, po co wyszedł.
Ślady Jakóba szły od lepianki w kierunku Ceyzeriat. Widocznie zatem Michał śledził jeźdźca, który jechał istotnie w kierunku Genewy. Że śledził go, wnosić można było z szeroko stawianych kroków, jak w biegu. Ślady szły polem równolegle do drogi. Widocznie Jakób chciał poza drzewami ukryć się przed jeźdźcem.
Tak idąc, Michał doszedł do podrzędnej karczmy. Ślady Jakóba urywały się o jakie dwadzieścia kroków od karczmy poza drzewem. Widocznie jeździec stanął w tej karczmie.
Z pod drzewa ślady Jakóba szły poprzez drogę i skręcały pod okna karczmy.
Z pod okien ślady Jakóba widać było dokoła domu popod murem. Idąc za tymi śladami, Michał natrafił na furtkę w murze. Za murem trafił na ślady eleganckich, długich butów kawalerzysty. Tuż obok drobnych stóp widać było ślady grubych butów chłopskich. Widać Jakób szedł krok w krok za jeźdźcem.
Ponieważ była już piąta rano, Michał postanowił nie iść dalej.
Skoro zresztą Jakób był na tropie, Michał był już spokojny. To też zatoczył duże koło na polu i, jakby wracając z Ceyzeriat, poszedł prosto do karczmy, aby tam zaczekać na Jakóba.
Znał on karczmarza, który był oswojony z jego wycieczkami po nocach. Zażądał butelki wina, polamentował nad tem, że na darmo się nachodził, i poprosił o pozwolenie na poczekanie na syna, który polował na swą rękę, być może szczęśliwiej od ojca.
Karczmarz przystał. Michał otworzył okiennice, aby widzieć drogę.
W kilka chwil potem ktoś zastukał do okna.