Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/472

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wobec tego Michał i Jakób mogli po szóstej zniknąć i nikt nie troszczył się już o ich nieobecność.
O szóstej istotnie obaj uzbrojeni w strzelby wymknęli się z zamku.
Otrzymali przedtem rozkaz, aby szli śladem konia, chodzącego z krocza.
Michał miał zaczaić się naprzeciwko fermy Belle-Alliance, Jakób zaś miał stanąć na przecięciu trzech dróg: do Saint-Amour, Saint-Claude i Nantuy. Ta ostatnia prowadziła zarazem do Genewy.
P. de Valensolle, jeśli tylko nie zdecydował się powrócić swoimi śladami, musiał wybrać jedną z tych trzech dróg.
Mniej więcej w tym czasie, kiedy ojciec i syn mogli już zajmować swe stanowiska, t. z. koło godziny siódmej wieczorem, rozległ się turkot i kareta pocztowa zatrzymała się przed bramą. Rozległ się dzwonek.
Otwieranie bramy należało do obowiązków Michała.
Amelia i Karolina widocznie sądziły, że Michał bramę otworzy, gdyż zadzwoniono trzykrotnie, a nikt nie otwierał bramy.
Wreszcie służąca ukazała się we drzwiach, wołając nieśmiało Michała.
Michał oczywiście nie zjawił się. Wówczas Karolina odważyła się i podeszła do bramy.
Pomimo mroku, poznała tego, kto dzwonił.
— A! to pan, panie James? — zawołała trochę pewniejszym głosem.
James był to zaufany sługa sir Johna.
— A tak, panienko; to ja, a raczej to milord.
W tej-że chwili drzwiczki karety otworzyły się i odezwał się sir John:
— Zechce panienka powiedzieć swej pani, że przy-