Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/469

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mną i marsz do domu! Nikt nie powinien wiedzieć, że jestem w Noires-Fontaines; nawet moja siostra.
Michał i Jakób wykonali rozkaz i trójka podążyła ku zamkowi.
Na sto kroków przed domem Roland wysłał ich na zwiady.
Na znak, że wszędzie cicho i spokojnie, Roland podjechał, zsiadł z konia i wszedł w otwartą bramę.
Michał odprowadził konia do stajni, poczem odniósł kozę do kuchni.
Roland tymczasem wszedł do pawilonu i zapalił ogień. Michał przyniósł coś do zjedzenia, Jakób przygotował łóżko.
Obaj przypatrywali się w milczeniu Rolandowi, gdy ten posilał się, ale nie bez niepokoju. Już bowiem rozeszła się wieść o wyprawie do Seillon i o tem, że kierował nią Roland.
Zjadłszy kolacyę, Roland podniósł głowę i zawołał Michała.
— Ach, jesteś tu? — rzekł Roland.
— Czekałem na rozkazy.
— Oto moje rozkazy. Tylko słuchaj dobrze.
— Słucham.
— Chodzi o życie lub śmierć. Chodzi nawet o mój honor.
— Niech pan mówi, panie Rolandzie.
Roland wyjął zegarek.
— Jest piąta. Bądź koło oberży Belle-Alliaňce w chwili, gdy ją będą otwierali, niby przechodząc tamtędy, i pogadaj z tym, kto będzie otwierał.
— To będzie pewnie Piotr.
— Piotr, czy kto inny, byłeś się od niego dowie-