Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/439

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ten zamknął za nimi drzwiczki, założył kłódkę w kółka obu ćwieków i zamknął ją na klucz.
Następnie, udając, że szuka bata przy drugich drzwiczkach, nachylając się, założył drugą kłódkę w ten sam sposób, poczem dosiadł konia i pilił konduktora, który jeszcze kończył rachunki z gospodarzem.
— Idę, idę już — odpowiedział mu konduktor.
A obejrzawszy się, zapytał:
— A gdzież są podróżni?
— Już jesteśmy — odezwali się obaj oficerowie z wnętrza karetki, a agent z kozła.
— Czy drzwiczki dobrze zamknięte? — dopytywał Franciszek.
— Doskonale — odpowiedział Montbar.
— No to w drogę! — zawołał konduktor, wchodząc na stopień i siadając koło podróżnego.
Pocztylion nie czekał na drugie wezwanie i z miejsca pognał galopem.
Montbar prowadził konie tak, jakby tylko to robił całe życie. Przez miasto pędził tak, że szyby drżały we wszystkich domach; żaden prawdziwy pocztylion nie strzelał tak z bata, jak on.
Na krańcu miasta dostrzegł grupkę jeźdźców; byli to strzelcy, którzy z daleka towarzyszyć mieli poczcie.
Pułkownik wysunął głowę przez okno i dał jakiś znak wachmistrzowi, dowodzącemu strzelcami.
Montbar udawał, że nic nie widzi, ale, ujechawszy jakie pięćset kroków, obrócił się i zobaczył, że strzelcy również jadą.
— Poczekajcie, dziatki — pomyślał Montbar — zapoznam ja was z okolicą!
I pognał jeszcze bardziej konie. Konie leciały, jak