Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/416

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w której tam czatował, a zwłaszcza o tem, co się zdarzyło sir Johnowi nocy następnej.
Kapitan z pogłosek wiedział, że gość pani de Montrevel dostał pchnięcie sztyletem. Ponieważ jednak nikt nie wniósł skargi, przeto nie uważał się za upoważnionego do przenikania tajemnicy, którą chciał, jak mu się zdawało, zachować Roland.
Roland zaś nic nie mówił o całej sprawie, chcąc w odpowiedniej chwili i w odpowiedniem miejscu dotrzeć do gospodarzy klasztoru.
Tym razem przybył, rozporządzając wszelkimi środkami, potrzebnymi do urzeczywistnienia swych planów, i zdecydowany, że nie wróci dopóty, dopóki wszystkiego nie doprowadzi do końca. Zresztą były to przygody, których Roland szukał, gdyż łączyły w sobie niebezpieczeństwo i malowniczość.
I gotów był narazić życie swe w walce z ludźmi, którzy nie szczędząc swego, nie będą szczędzili i jego życia. Nie przypisywał bowiem pomyślnego wyniku, wyprawy do klasztoru i walki z Cadoudalem istotnej przyczynie, mianowicie nietykalności, którą zastrzegł sobie Morgan. Bo i jak można było przypuszczać, że prosty krzyż, postawiony nad jego imieniem, mógł ochraniać go na dwu krańcach Francyi.
Pierwszą rzeczą było otoczyć klasztor Kartuzów w Seillon, zbadać go szczegółowo we wszystkich zakątkach. Roland uważał to za zupełnie możliwe do wykonania. Późny wieczór jednak zmusił go do odłożenia tej czynności na dzień następny.
Tymczasem chciał się ukryć w koszarach żandarmeryi, w pokoju kapitana, aby nikt nie dowiedział się o jego obecności w Bourgu i nie domyślił się przyczyn jego przyjazdu. Nazajutrz miał kierować wyprawą. Je-