Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/377

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Następnie zaniknęła okno i poszła po ukrytą w kącie świecę.
Świeca oświeciła jej twarz.
Młody człowiek krzyknął z przerażenia, gdyż Amelia zalana była łzami.
— Co się stało? — zapytał.
— Wielkie nieszczęście! — odpowiedziała.
Byłem tego pewien, widząc znaki, którymi mnie wzywałaś, chociaż byłem tu ostatnią nocą. Ale powiedz, czy nieszczęście to jest nieodwołalne?
— Prawie — odpowiedziała Amelia.
— Ale mam nadzieję, że grozi ono tylko mnie?
— Nam obojgu.
Młodzieniec obtarł ręką pot z czoła.
— Mów — wyrzekł. — Jestem mężny.
— Jeśli ty masz siły tyle, aby wysłuchać wszystko, mnie brak jej, abym mogła wszystko powiedzieć.
I, biorąc list z kominka, rzekła:
— Przeczytaj. Odebrałam to z dzisiejszej poczty wieczornej.
Młodzieniec wziął list, otworzył go i szukał podpisu.
— To od pani de Montrevel?
— Tak, z post-scriptum Rolanda.
Młodzieniec przeczytał:

„Kochana córko moja!

„Pragnę, aby wiadomość, którą ci donoszę, sprawiła ci taką samą radość, jaką sprawiła mnie i naszemu kochanemu Rolandowi. Sir John, któremu odmawiałaś serca i którego uważałaś za maszyneryę, zrobioną w warsztatach w Vaucanson, przyznaje, że mieli słuszność ci, którzy go tak sądzili, ale do chwili tylko, kiedy Cię poznał; twierdzi jednak, że od tego dnia ma naprawdę serce, które ciebie uwielbia.
„Czy przypuszczałaś to, kochana Amelio, skoro na-