Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/306

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Czeka, żeby postanowić.
— Na co?
— Na sygnał.
— I odpowie na ten sygnał?
— Nietylko odpowie, ale go usłucha. Czy chcesz, pułkowniku, żeby zbliżył się do nas? chcesz, żeby się cofnął? chcesz, żeby się rzucił w bok?
— Chcę, żeby zbliżył się do nas; w ten sposób dowiemy się nowiny, jaką przynosi.
Naraz odezwało się wołanie kukułki — to Cadoudal naśladował je tak doskonale, że Roland rozejrzał się dokoła.
— To ja — rzekł Cadoudal — niech pan nie szuka.
— A więc posłaniec przyjdzie tutaj?
— Nie przyjdzie, już idzie.
Istotnie posłaniec ruszył znów w drogę i zbliżał się szybko — w ciągu kilku sekund był przy swoim generale.
— A! — rzekł ten — to ty, Przodowniku!
Generał pochylił się; Przodownik powiedział mu coś do ucha.
— Byłem już uprzedzony przez Pobożnego — rzekł Jerzy.
Poczem, zwracając się ku Rolandowi:
— Za kwadrans — rzekł — dziać się będą w wiosce Trinité rzeczy ważne, które pan widzieć powinien; galopa!
I, dając przykład, ruszył z miejsca galopem.
Roland popędził za nim.
Przybywając do wioski, spostrzegli zdala tłum, poruszający się niespokojnie na rynku przy blasku pochodni smolnych.
Krzyki i ruchy tego tłumu zapowiadały istotnie wypadek ważny.
— Ostrogę! ostrogę! — zawołał Cadoudal.