Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ale dla zabicia tych osiemdziesięciu osób potrzeba było pewnej liczby katów.
Trybunał, utworzony przez Jourdana, obradował w jednej z sal pałacowych: był tam pisarz, nazwiskiem Raphael, prezes, nawpół Włoch, napoły Francuz, mówca w narzeczu ludowem, nazwany Barbe Savournin de la Roua; następnie trzech czy czterech nędzarzy; piekarz, rzeźnik; nazwiska ich zatraciły się zupełnie.
Ludzie ci wrzeszczeli:
— Trzeba ich zabić wszystkich; gdyby jeden z nich ocalał, służyłby za świadka.
Ale, jak powiedzieliśmy, brakło zabójców.
Było zaledwie pod ręką dwudziestu ludzi na dziedzińcu, a wszyscy z drobnego mieszczaństwa w Awinionie: perukarz, szewc damski, tandeciarz, mularz, stolarz; wszystko to zaledwie uzbrojone, ten w szablę, ów w bagnet, tamten znów w drąg żelazny, inny w szczapę drzewa, stwardniałego w ogniu.
A wszystkich tych ludzi ochłodził drobny deszcz październikowy.
Trudno z nich było uczynić morderców.
Tak! ale czyż jest co trudnego dla szatana?
W wypadkach podobnych bywają godziny, kiedy wydaje się, że Bóg opuszcza ludzi.
Wówczas przychodzi kolej na szatana.
I na ten dziedziniec zimny i błotnisty wkroczył szatan we własnej osobie.
Przybrał pozór, postać, oblicze pewnego aptekarza, miejscowego, nazwiskiem Mendes; ustawił stół, oświetlony dwiema latarniami; na tym stole złożył szklanki, konewki, dzbanki, butelki.
Jaki piekielny napój zawierały te naczynia taje-