Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/287

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wniku; tymczasem w tej chwili tysiąc pięćset ludzi mniej więcej wie, że pułkownik Roland, adjutant pierwszego konsula, odbywa naradę z synem młynarza z Leguerno.
— Ale, skoro wiedzą, że jestem pułkownikiem w służbie Rzeczypospolitej i adjutantem pierwszego konsula, dlaczego mnie przepuścili?
— Bo otrzymali taki rozkaz.
— A więc wiedziałeś, generale, że przybywam?
— Wiedziałem nietylko, że przybywasz, pułkowniku, ale i dlaczego przybywasz.
Roland spojrzał bystro na Cadoudala.
— W takim razie nie mam potrzeby mówić panu tego! i pan odpowiedziałby mi, choćbym nawet zachował milczenie?
— Mniej więcej.
— Dalibóg! byłbym ciekaw tego dowodu wyższości waszej policyi nad naszą.
— Gotów jestem dostarczyć ci jej, pułkowniku.
— Słucham, i to z zadowoleniem tem większem, że będę mógł grzać się spokojnie przy tym dobroczynnym ogniu, który również jakby czekał na mnie.
— A widzisz, pułkowniku, nawet ogień dokłada wszelkich starań, by cię powitać.
— Tak; ale i on, podobnie jak pan, nie mówi mi, jaki jest przedmiot mojej misyi.
— Misya twoja, pułkowniku, w którą łaskawie i mnie wtajemniczasz, była początkowo przeznaczona dla samego księdza Berniera. Na nieszczęście ksiądz Bernier w liście, który przesiał przyjacielowi swemu, Marcinowi Duboys’owi, nieco, zawiele przypisywał swoim siłom; ofiarował pośrednictwo swoje pierwszemu konsulowi.
— Przepraszam — przerwał Roland — ale oznajmia mi pan fakt, o którym nie wiedziałem, a mianowi-