Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/272

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sam stał się prawie równie niecierpliwy, jak Ludwik XIV, który nie miał nic do roboty. Nie lubi czekać.
Pani de Montrevel wstała z pośpiechem i chciała zabrać syna.
— Nie — rzekła Józefina — niech mi pani to śliczne dziecko zostawi; zatrzymujemy panią na obiad; Bonaparte zobaczy chłopca o szóstej; zresztą, jeżeli go widzieć zechce, przyśle po niego; narazie jestem jego drugą mamą. A teraz, co poczniemy, żeby cię zabawić.
— Pierwszy konsul ma pewnie piękną broń, nieprawda? — rzekło dziecko.
— Tak, bardzo piękną. A więc pokażemy ci broń pierwszego konsula.
Józefina wyszła jednemi drzwiami, zabierając dziecko, a pani de Montrevel drugiemi, idąc za woźnym.
Po drodze hrabina spotkała blondyna o twarzy bladej, o oku przygasłem; spojrzał na nią z niepokojem, który, zdawało się, nie opuszczał go nigdy.
Pani de Montrevel przez chwilę śledziła go wzrokiem z pewną ciekawością; Fouché, w owej epoce, miał już smutną sławę.
W tejże chwili otworzyły się drzwi gabinetu Bonapartego i w szparze zarysowała się jego głowa.
Ujrzał panią de Montrevel.
— Pani de Montrevel — rzekł — proszę, proszę! Pani de Montrevel przyśpieszyła kroku i weszła do gabinetu.
— Kazałem pani czekać — rzekł Bonaparte, zamykając drzwi za sobą — zupełnie wbrew mojej woli; musiałem zmyć głowę Fouché’mu. Wszak pani wie, że jestem bardzo zadowolony z Rolanda i że zamierzam mianować go lada dzień generałem. O której godzinie przyjechała pani?
— Przed chwilą, generale.