Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/248

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Jakto, siostrą?
— Tak, moją siostrę.
— Więc masz i siostrę?
— Mam.
— W jakim wieku?
— Siedemnaście lat.
— Ładna?
— Zachwycająca!
— Zaopiekuję się nią.
Roland zaczął się śmiać.
— Czego się śmiejesz? — zapytał pierwszy konsul.
— Chyba wywieszę nad wielką bramą Luksemburgu szyld...
— Jaki szyld?
— „Kantor małżeństw“.
— Tak! Jeśli nie chcesz się żenić, to po cóż siostra twoja ma zostać starą panną. Nie znoszę starych kawalerów i starych panien.
— Nie mówię, generale, że siostra będzie starą panną. Dosyć już, że jeden z członków rodziny de Montrevel wywołał twe niezadowolenie.
— Więc cóż mi tu gadasz?
— Mówię, że może zapytamy się siostrę mą o jej zdanie.
— Czyżby się zakochała już, tam na prowincyi?
— Nie chcę zaprzeczać. Bo opuściłem ją wesołą, zdrową, a znalazłem po powrocie bladą i smutną. Muszę dojść przyczyny... Pomówimy o tem.
— Tak, po powrocie z Vandei.
— Więc mam jechać da Vandei?
— Czy nie chcesz?
— Ależ co znowu!
— No, to pojedziesz do Wandei.
— A kiedy?
— Nic pilnego. Jutro rano...