Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/204

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

co zrobić mamy z pieniędzmi i kosztownościami, jeśli je masz przy sobie, a wszystko oddane będzie albo rodzinie twej, albo osobie, przez ciebie wskazanej.
— A jakąż gwarancyę mam, że moja ostatnia wola będzie wykonana?
— Moje słowo.
— Słowo herszta rozbójników! Nie wierzę mu.
— I tym razem mylisz się, sir Johnie: nie jestem ani hersztem zbójców, ani kapitanem złodziei.
— Kim więc jesteś?
— Jestem wybrańcem zemsty niebios, wysłańcem Jehudy, króla Izraela, pomazanego przez proroka Elizeusza, abym wytępił ród Achaba.
— Jeśliś jest tym, co mówisz, to po co zasłaniasz twarz? po co nosicie pancerze pod szatami waszemi? Wybrańcy uderzają jawnie i życie swe ryzykują, zadając śmierć innym. Opuśćcie kaptury, nadstawcie gołą pierś, a poznam, że jesteście tymi, za których się podajecie.
— Bracia, słyszycie? — zapytał mnich, stojący przed ołtarzem.
I, zrzucając habit, odkrył się cały. Mnisi uczynili to samo.
Byli to ludzie młodzi. Ubranie ich zdradzało elegancyę. Żaden z nich nie był uzbrojony.
— Bądź zadowolony, lordzie Tanlay — rzekł mnich trzynasty — umrzesz tak, jak chciałeś. Możesz nas poznać i możesz zabijać. Sir Johnie, masz pięć minut czasu, polecaj duszę Bogu.
Sir John, zamiast myśleć o zbawieniu wiecznem, sprawdził kurki pistoletów, stemplem zaś sprawdził, czy kule dobrze siedzą w lufach.
Poczem, nie czekając aż upłynie pięć minut, rzekł:
— Panowie! jestem gotów! A wy?
Młodzi ludzie popatrzyli na siebie, i na znak, dany przez dowódcę, zaczęli się zbliżać do sir Johna.