Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/199

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
I.
d.

Nazajutrz Roland obudził się o godzinie siódmej i powoli przypomniał sobie wszystko, co zaszło między nim a sir Johnem, i zdziwił się, że Anglik nie wstąpił po powrocie do jego pokoju.
Ubrał się tedy pośpiesznie i, nie zważając, że może rozbudzić przyjaciela z pierwszego snu, zastukał do jego drzwi. Ale nikt mu nie odpowiedział. Zastukał po raz drugi. Toż samo milczenie.
Zaniepokojony już nieco, Roland otworzył drzwi i powiódł szybko okiem po pokoju.
Sir Johna nie było w pokoju; Anglik nie wrócił wcale, gdyż łóżko było nietknięte.
Nie tracąc chwili, Roland powrócił do siebie, ubrał się, przypasał nóż myśliwski, przez ramię przewiesił strzelbę i wyszedł.
W zamku jeszcze spali wszyscy, oprócz służącej, którą też spotkał na schodach.
— Powiesz pani de Montrevel — zwrócił się do niej — że idę z sir Johnem do lasu i że być może na śniadanie nie wrócimy.
W kilkanaście minut potem był pod oknem zakrystyi, pod którem rozstał się z lordem Tanlay’em.
Przez chwilę Roland bacznie się przysłuchiwał. Wewnątrz było cicho. Wlazł więc przez okno i jednym rzutem oka dostrzegł, iż w kapliczce nikogo nie było.