Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/745

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

swojego pana, uczynił tak jak rozkazał Cretté i nabrawszy piersiami powietrza, otworzył drzwi i donośnym głosem wymówił to nazwisko, którego się Roger tak obawiał:
„Pani Rogerowa d’Anguilhem!”
Roger, który próbował właśnie rozmawiać z Herbigny’m i panem de Beuzerie w najodleglejszym kącie salonu, gdy usłyszał te straszliwe słowa, poczuł, że nogi uginają się pod nim, i padłszy na fotel, ukrył głowę w obie ręce.
Wtedy Konstancyja weszła do salonu z uśmiechem na ustach; Cretté podawał jéj rękę.
Zbliżyli się do Rogera, który słyszał odgłos ich kroków, a nie śmiał patrzéć i chciałby znajdować się o sto łokci pod ziemią.
— Cóż ci to, — rzekł Cretté uderzając go po ramieniu, na które to dotknięcie