Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/712

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

żdym razie, chociażbyś nie był łaskaw oddać mi dziś rano wizyty, miałbyś mnie wieczór u siebie.
— Chcesz więc mnie zgubić, — zawołał Roger.
— Jesteś waryjat. Coby mi z tego przyszło? Nie, mój luby Rogerze, chcę najprzód, abyś mi dał sto tysięcy talarów jakie odziedziczyłeś po moim biednym ojcu.
— O! żądanie to, jest aż nadto słuszne, — zawołał Roger, — i cała ta summa jest u mnie w gotowości w wekslach na okaziciela.
I to powiedziawszy Roger uczynił poruszenie chcąc wysiąść z powozu i iść po pugilares, — lecz Sylwandira zatrzymała go.
— Zaczekaj, zaczekaj, rzekła; — to jeszcze nie wszystko, nie wymkniesz mi się tak tanim kosztem.
— Słucham, — rzekł Roger.