Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/668

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

spodzianie, zarumienił się i wahał się przez chwilę.
Ten wstyd ojca, którego tak szanował, był bolesną wymówką dla Rogera Przeto, ująwszy natychmiast obie ręce barona:
— O! uspokój się, mój dobry ojcze, cokolwiek bądź się stało dobrze uczyniłeś.
— A więc, tak, kochany Rogerze, — rzekł baron, — nie oddałem go jéj; nie powiedziałeś mi co było w tym liście, i wyznaję, że obawiałem się, aby w trudnych okolicznościach, w jakich znajdowaliśmy się, ten nieszczęsny list, nie narobił więcéj złego jak dobrego.
— A więc ten list?...
— Mam go dotąd u siebie.
I baron razem z Rogerem, udał się do swojego pokoju, wyjął fatalny list z dębowego kufra, w którym zżółkł, troskliwie zapieczętowany, i oddał go synowi.
— O! teraz pojmuję wszystko, — zawołał Roger, — powiedziałem jéj aby tylko