Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/528

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

gnać gubernatora, lecz gubernator pozostał w tyle.
Roger wsiadł do powozu dosyć lekko jak na rannego, i gdy zamykano drzwiczki, zawołał wesołym głosem:
— Plac Ludwika-Wielkiego, pałac Bouzenois.
Zdawało mu się, że drwiący śmiech odpowiedział na to wymienienie adresu, lecz nie zwrócił na to uwagi, wyciągnął zranioną nogę na przednie siedzenie i oparł się o poduszki powozu.
Po chwili postrzegł, że dwóch muszkieterów galopowało z obu stron jego powozu: ten zbytek honorów jakie mu okazywano, zaczął niepokoić Rogera.
Potém zdawało mu się, że zamiast jechać bulwarem, kareta udała się przez Cité, drogą, która nie prowadziła bynajmniéj na plac Ludwika-Wielkiego.
Roger wówczas przysunął się do drzwiczek pragnąc wybadać swoję straż hono-