Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

i bagnistém, na ciasnéj grobli wysypanéj wśród trzęsawisk; noc była posępna, krzyk wydał mu się okropnym: Roger zadrżał.
Jednak powiédzmy na pochwałę imienia Anguilhem’ów, uczucie przestrachu jakiego doświadczył kawaler, krótko trwało i ustąpiło natychmiast na wspomnienie, że mógł być użytecznym tym, którzy wydali ten krzyk rozpaczy. Puścił się przeto galopem, wołając jak mógł najgłośniéj:
— Hola! w któréj stronie jesteście, odezwijcie się!
— Tutaj, tu, — odpowiedział głos bliższy teraz jak piérwszą razą, i który zdawał się wychodzić z głębi ziemi.
— Gdzie? — zapytał Roger postępując zawsze naprzód.
— Z lewéj strony drogi, w bagnisku, tu, tu, pod miejseem gdzie teraz stoisz.
Roger zatrzymał Krysztofa i stajał się dojrzéć co w ciemnościach, które powiększyły się teraz z powodu zupełnego za-