Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/478

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

z gubernatorem, jutro niewątpliwie będę wypuszczony.
— Biedny chłopiec! — szepnęli więźniowie, potrząsając głowami.
Pomimo jednak tych słów i tego poruszenia, Roger powrócił wesoły do swojego pokoju. Przyniesiono mu obiad który zjadł z wielkim apetytem; poczém zaspokoiwszy głód, prosił dozorcy, aby powiedział gubernatorowi, że jego nowy więzień, ma wielką ochotę z nim pomówić.
— Dziś już zapóźno, — odrzekł dozorca; — lecz jutro rano pan gubernator z pewnością przyjdzie do pana.
— Czy jesteś pewny, mój przyjacielu.
— Bez wątpienia.
— Do jutra więc, — rzekł Roger, uzbrajając się w cierpliwość i pocieszając się, że jedna noc wkrótce przejdzie, i usiadł na ławce, śledząc przez kraty okna ostatnich promieni słońca.
Siedział tak, spoglądając w niebo, i za-