Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/443

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

śmiałym krokiem, do którego nie sądziła zdolnym Rogera; następnie chciała oprzeć się temu postanowieniu, lecz Roger był nieugięty; płakała, lecz Roger nieczuły był na jéj łzy. Nareszcie chwila nadeszła, i trzeba było wyjechać nie pożegnawszy się z panem Bouteau, ani z panem de Royancourt.
— O! to niegodnie, — rzekła Sylwandira, siadając do powozu.
— Ależ, — odrzekł kawaler siadając obok niéj, — moja droga, skoro jak mię zapewniałaś, dobrze ci wszędzie, bylebyś ze mną była, na cóż się uskarżasz?
— Mogłeś mię pan przynajmniéj uwiadomić naprzód, abym mogła pożegnać się z ojcem i przyjaciółmi.
— Niepodobna mój aniele; myśl wyjazdu przyszła mi właśnie w chwili, gdym ci ją zakommunikował.
— Czy długo zabawimy w twoim ma-