Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/393

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Sylwandira wybuchła szczérym śmiechem, i odrzekła:
— Nie, panie kawalerze; mówię, dzięki Bogu.
— Jest może tylko głupia, — rzekł do siebie kawaler, — chociaż przy podobnych oczach, zdaje się, niepodobna nie mieć rozumu.
Jednak, ponieważ to piérwsze widzenie się było ambarasującém dla wszystkich, radzca dał znak oczyma córce, która ukłoniła się i zabierała do wyjścia.
— Jakto! — zawołał Roger, — jakto! odchodzisz panna, nie powiedziawszy mi kiedy raczysz...
— Zostawiam pana z moim ojcem, — odrzekła Sylwandira; — chociaż prawnik, nie lubi spraw przewlekających się długo. Zgadzam się przeto na wszystko co on postanowi.
— Omyliłem się i w tym względzie, — rzekł Roger do siebie, nie jest zbyt głupią.