Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/341

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— A więc, — mówił daléj nieznajomy, ja mogę panu pomódz do wygrania tego procesu.
— Ah!
Roger zbliżył się z zapałem do człowieka o szkaradnym uśmiechu, i gotów był rzucić mu się na szyję.
Biédna natura ludzka, która wierzy w sympatyje i antypatyje, a powoduje się tylko interesem.
— I cóż mam uczynić w tym celu? — zapytał Roger.
— O! mój Boże, nic prawie, — rzekł nieznajomy.
— Ale przecie?
— Musisz pan się ożenić.
Roger spojrzał po raz drugi na tego człowieka, ale jeszcze bystrzéj niż piérwszą razą, i zaczął przypuszczać, że ma do czynienia z waryjatem.
Nastąpiła chwila milczenia.
— No, i jakże? — zapytał nieznajomy.