Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/317

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wał się uważać te osobliwsze figury, nieznajomy także zdawał się uważać Rogera; obadwaj kilka razy spojrzejli kolejno po sobie i na pałac, następnie, gdy brama wzmiankowanego pałacu otworzyła się przepuszczając jakiegoś człowieka czarno ubranego, wyglądającego na woźnego, obaj amatorzy rzucili się jednocześnie ku bramie, z takim zapałem, że pragnąc zajrzéć przez furtkę, ich głowy potrąciły się.
Roger, będąc bardzo grzecznym, zaczął przepraszać nieznajomego, który wydał rodzaj głuchego mruknięcia, które można było wytłómaczyć w te słowa: Djabelnie twardą głowę ma ten drągal. Potém obadwaj odezwali się jednocześnie:
— Dalibóg, bardzo piękny dom!
— Nie prawdaż panie? — rzekł Roger.
— To właśnie moje zdanie, — odrzekł nieznajomy.
— Gdy się powyrywa trawę, która zaczyna wyrastać na dziedzińcu...