Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/290

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kokardy, to prawda, — rzekł margrabia de Cretté, — lecz ma za to nową szpadę.
Te kilka słów były iskrą przytkniętą do baryłki prochu.
Roger postąpił przed samego pana Konińskiego, i kłaniając mu się z powagą:
— Tak, mój panie, nową szpadę, — rzekł, — którą będę miał honor przeszyć go na wylot, jeżeli mu to sprawi przyjemność.
Wszyscy obecni wybuchli śmiechem, usłyszawszy to osobliwsze wyzwanie. Pan Kolliński chciał odpowiedziéć z hałasem jak miał zwyczaj, lecz wice-hrabia d’Herbigny zbliżył się do dwóch przeciwników i położywszy palec na ustach:
— Panowie, rzekł, — ani słowa teraz przy wszystkich, proszę was; zobaczymy się jeszcze.
Dwaj Węgrzy ukłonili się, i usunąwszy się w głąb sali, zaczęli znowu szydzić pomiędzy sobą.