Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/253

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

gnąc każdy do konia dla siebie przeznaczonego.
— Kto się chce widziéć ze mną? — zapytał zdaleka lokaja młody pan, który zmierzał ku salonowi.
— Pan kawaler d’Anguilhem, — odrzekł lokaj.
— Kawaler d’Anguilhem, — rzekł młodzieniec, starając się zebrać swoje wspomnienia, — nie znam.
— Bez wątpienia panie margrabio, — rzekł Roger otwierając sam drzwi, — i proszę mi wybaczyć, że tak zły czas obrałem i przybyłem w chwili gdy panowie macie odjeżdżać; lecz racz pan wskazać mi czas, w którym będziesz wolnym, a będę miał honor zastosować się do niego.
Wszystko to powiedziane było trochę niezgrabnie, lecz zarazem z pewną godnością, która uderzyła margrabiego de Cretté.
— Bynajmniéj, panie kawalerze, —