Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/240

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Że gdyby ci co mówiono o mnie, nie uwierzysz, — tylko co z moich własnych ust usłyszysz, lub co ci własną ręką napiszę.
— Przysięgam, — powtórzyła Konstancyja.
— Ja zaś, — rzekł Roger, — przysięgam ci...
W téj chwili wystrzał dał się słyszéć o dziesięć kroków zaledwie od miejsca, w którém się znajdowali i słychać było wice-hrabiego zwołującego psy.
— Mój ojciec! — zawołała Konstancyja przestraszona; — o! uciekaj! uciekaj!
Roger złożył pocałowanie na ustach młodéj dziewczyny bladéj i drżącéj, wyszeptał pożegnanie, i dosiadłszy Krysztofa, ruszył galopem. O sto kroków, odwrócił się: Konstancyja zniknęła.
Spostrzegł wówczas; że sama tylko Konstancyja związała się przed nim przysięgą, i że on w zamian za to nie miał