Strona:PL Dumas - Stuartowie.djvu/270

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

cy, wpośród złorzeczeń gminu, który wyciągając ręce ku chorągwi wołał bezustannie: Śmierć cudzołożnicy! śmierć mężobójczyni!
Poprowadzono królowe do lorda wielkiego sędziego Państwa, tam sądziła że się zakończą jéj cierpienia; lecz zaledwie weszła do jego mieszkania, usłyszała jak cała ludność gromadzi się na placu. Wkrótce po szemraniach głuchych i groźnych, jak odgłos przypływu morza, dały się słyszeć krzyki i przekleństwa straszniejsze jeszcze niż te, które słyszała dotąd; nakoniec postrzegła wnoszące się przed jéj oknami dwie pochodnie, a między niemi tę nieszczęsną, chorągiew, która ją wszędzie ścigała. Chciała zasunąć firanką; lecz spostrzeżono jéj cień i groźby powiększyły się jeszcze; jednocześnie kilka rzuconych kamieni powybijało okna, a Marja płacząc z boleści i załamując ręce ze złości, upa-