Strona:PL Dumas - Sprawa Clemenceau T1-3.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Pożyteczny ten zwyczaj ustąpił wszelako, jak tyle innych tego rodzaju, a wrzawliwe swawole opanowały miejsce owych spokojnych rozrywek. Wszelako pozostał mały kącik, obojętności kilku stóp kwadratowych, gdzie z trochę dabrej woli można było założyć ogródek. Ziemia była jeszcza dobrą. Nauczyciel doradził mi prosić o pozwolenie uprawiania tego kącika. P. Fremin udzielił mi je bez trudności, pragnąc bardzo wskrzesić zamiłowanie dawnych prostych a pouczających rozrywek. Kazał mi więc dać grabie, rydel, łopatkę trochę flanców jesiennych i wprędce rozpocząłem moją nową pracę, według wskazówek odźwiernego, który niegdyś był ogrodnikiem u założycieli szkoły.
Łatwo sobie wystawić jak takie postawienie się w obec kwarantanny musiało rozjątrzyć moich nieprzyjaciół. Nie tego im się chciało od obojętności więc i wzgardliwego milczenia przeszli do działań zaczepnych.
Byliby się może zresztą znużyli prędzej odemnie gdyby amerykanin nie podniecał tej ich nienawiści. Gdzie odczerpał odwagę do prześladowania mię w taki sposób? W upokorzeniu pierwszej porażki, w poczuciu własnej winy, w naturze spaczonej już pewnie, w krwi amerykańskiej, może we wspomnieniu katuszy, zadawanych, kto wie, przez ojca jego ludziom odmiennej niż oni cery? Postanowiono tedy najprzód nie dać mi spać spokojnie. W nocy ciskano mi na głowę co dało, zrywając mię ze snu, to znowu zabierając się do