Strona:PL Dumas - Sprawa Clemenceau T1-3.djvu/371

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

niczych swoich bogactw; rzecz najprostszą w świecie. Otrzymała kilka milionów spadku, ani cyfry dokładnej, ani nazwiska nieboszczyka nie wymienia. A teraz, oto co drudzy mówią i co mi się wydaje nierównie prawdopodobniejszym: Pani jest utrzymanką. Czyją? Nie wymieniają nikogo, głośno przynajmniej; boć po cichu mowa jest o królu, o królu zagranicznym, ma się rozumieć. I w rzeczy samej, panujący chyba może się zdobyć na podobny zbytek — za oczami.
Ten tron, o którym wiecznie marzyła stara czyżby go nareszcie znalazła wypadkiem! Ale który ta monarcha? That is the question! Mówią o kilku, nie wymieniają na pewno żadnego. Dowodzą, że ten, o którym mowa rozkochał się od pierwszego wejrzenia, że długo był odpychany i że, jak drugi Jowisz, musiał się zmienić w deszcz złoty. Nie większa hańba dla monarchy jak dla bożka! I jest tak rozmiłowany, że ni stąd, ni zowąd porzuca państwo swoje, by samowtór incognito przybyć do Paryża. Tu spędza dzień lub noc jedną, stosownie do pory, i wraca najspokojniej panować; to znów ona znika na jakie czterdzieści osiem godzin, i nikt nie wie gdzie się przez ten czas obraca. Podróżuje zwykle sama.
Służba milczy, bo pewnie nic nie wie; inaczej, paplałaby niezawodnie, jak zwyczajnie służba. Dość, że wszystkie przekupstwa nie doprowadziły do niczego, a pani Iza intryguje świat modny stolicy i bogaci panicze ze skóry, jak to mówią, skoczyć