Strona:PL Dumas - Sprawa Clemenceau T1-3.djvu/305

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

od mojej siostry, a twoja żona nie wejdzie tam pewnie. W drogę!

Wyrażenie, którego użył Konstanty odnośnie do mnie, było dosadnie prawdziwem. To rzucenie się namiętne, ten gniew, ta walka, ta krew przelana ulżyły mi. Byłbym doznał zapewne takiej samej ulgi na widok płynącej krwi własnej. Potrzebowałem koniecznie postąpić po męsku, potrzebowałem wylać na zewnątrz wszystko co we mnie kipiało. Gdybym nie był wyzwał Sergjusza, wyzwałbym sam nie wiem kogo przy pierwszej nadarzonej zręczności. Natura w takich razach mędrszą jest nad wszelkie filozoficzne rozumowania. Każe nam ona bez pamięci rzucać się na wroga; zadajemy śmierć lub odbieramy, ale bądź co bądź, jest ulga.
Nareszcie byłem z siebie zadowolony. Śmielej mogłem się zbliżyć do p. Ritza, jego córki i zięcia, na co nie zdołałbym się odważyć wczoraj. Otwartą, prostą drogą, pośpieszyłem na ratunek zagrożonego honoru. O nikczemność obwinić mię przynajmniej nie podobna. Można się jeszcze litować nademną, podejrzewać nigdy. Mogłem budzić współczucie, ale nigdy śmiech. Do Sergiusza nie czułem już żalu, a postępowanie jego podczas walk nakazywało szacunek. Nie potrzebuję tlomaczyć