Strona:PL Dumas - Sprawa Clemenceau T1-3.djvu/302

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
IV.

Stanąłem teraz w fałszywej i śmiesznej pozycji; ale przynajmniej znalazłem właściwą karmię dla tysiąca furyj, dręczących mię wściekle od wczoraj. Wiedziałem teraz czem ten pierwszy dzień zapełnić, końca którego inaczej doczekać nie byłbym w stanie.
Wróciwszy, znalazłem Konstantego już na nogach, z niepokojem szukającego mię po całym domu. Opowiedziałem mu wszystko.
— To szaleństwo; — odrzekł wysłuchawszy — ale i ja bym postąpił tak samo. Idźże uścisnąć rękę memu ojcu i popieścić synka, a ja tymczasem pobiegnę wyszukać drugiego sekundanta.
W godzinie oznaczonej byliśmy na placu. Wybrałem szpady. Szpadą władałem nieźle; ale Sergjusz był wprawniejszy odemnie i widocznie mię oszczędzał. Gdym się spostrzegł, krew uderzyła mi do twarzy, i zastawiając się lewem ramieniem, prawą ręką trzymając szpadę nakształt lancy, w całym pędzie puściłem się na przeciwnika, który nie mogąc przewidzieć podobnego ciosu, nie mógł go odeprzeć. Za-