Strona:PL Dumas - Sprawa Clemenceau T1-3.djvu/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Doznałem okropnego ściśnienia serca na myśl że mogłaby umrzeć jak on!
— Czemuż Pan tak patrzysz na mnie? zapytała mnie nagle.
— Zdajesz mi się pani cierpiącą. — odrzekłem, — i to mię niepokoi.
— Mam lekki zawrót głowy; doświadczam tego zawsze, ile razy jestem niewyspana.
— Dlaczegóż bywasz pani na balach? To cię męczy.
— Mama chce tego, a zresztą, trzeba przecież.
— Trzeba? dlaczego?
— Ah! to dobre!..
Innej odpowiedzi mi nie dała.
— A przytem, to nie wszystko, — rzekłem znowu pani tak jesteś podobna do jednego z mych kolegów..
— Do chłopca?
— Tak.
— Dziękuję za komplement.
— Ale do chłopca który był śliczny jak dziewczynka.
— I który się nazywał? — Andrzej Minati.
— Proszę gdzie go pan poznałeś?
— Na pensyi, u p. Fremin, gdzie i umarł.
Dziecko zawołało;
— Mamo!
— Czego? — odpowiedziała hrabina, z drugiego pokoju.