Strona:PL Dumas - Policzek Szarlotty Korday.pdf/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Pospiesznie włożyłam amazonkę, w której zwykle towarzyszyłam bratu na łowach. Osiodłano mi najpewniejszego konia z naszej stajni, ojciec własnoręcznie włożył mi do olster parę własnych pistoletów, arcydzieło fabryki tulskiej — uściskał mię i dal rozkaz do odjazdu.
W ciągu nocy i następnego dnia przebyliśmy dwadzieścia mil, podróżując wzdłuż bezimiennego potoku, który jest dopływem Wisły. Ten pierwszy etap podróży zapewnił nam bezpieczeństwo przed pościgiem wroga.
W blasku ostatnich promieni zachodzącego słońca ujrzeliśmy pokryte śniegiem szczyty Karpat. Wieczorem dnia następnego znaleźliśmy się u podnóża tych gór, a rankiem trzeciego dnia przebywaliśmy jeden z wąwozów karpackich.
Dziesięć dni podróży minęło bez złych przygód. Moglibyśmy już rozróżnić szczyty góry Pion, — przewyższającej swym wierzchołkiem cała rodzinę olbrzymów — na której stoku leży klasztor Sahastru, cel naszej podróży. Trzy dni jeszcze, a staniemy na miejscu.
Lipiec miał się ku końcowi, dzień był upalny, dopiero około czwartej godziny zażywaliśmy niewypowiedzianej rozkoszy pierwszego chłodnego powiewu podwieczornego. Ruiny wież Niantzo już minęliśmy i zstąpiliśmy na płaszczyznę, którą już zdała dostrzegliśmy z wąwozu. Z tego punktu można było obserwować bieg rzeki Bystrzycy. Jadąc wzdłuż jej brzegu, dotarliśmy do wąwozu, w którym wierzchowce miały zaledwie tyle miejsca, że mogły parami postępować.
Nasz przewodnik szedł przodem i, oparty o swego konia, śpiewał monotonną piosnkę morlacką.
Nagle rozległ się wystrzał z broni palnej i świsnęła kula, przerywając pieśń. Przewodnik śmiertelnie zraniony, stoczył się w skalisty wą-