Strona:PL Dumas - Paulina.pdf/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ III

Burza uspokoiła się, a choć niebo pokryte było jeszcze czarnemi chmurami, księżyc od czasu do czasu przebijał się i, swemi blademi promieniami oświecał ziemię. Korzystając z jednej takiej chwili, rozejrzałem się wokoło. Byłem widocznie wśród ruin jakiegoś opactwa. Z prawej i lewej strony dojrzałem rząd podtrzymywanych arkadami korytarzy; naprzeciwko zaś połamane kamienie, leżące napłask wśród rosnącego zielska, wskazywały mały cmentarz, gdzie dawni mieszkańcy Opactwa, spoczywali po trudach i zachodach życia u stóp krzyża kamiennego, z którego zrzucony i połamany w kawałki wizerunek Chrystusa, leżał na ziemi.
Rzeczą jest dowiedzioną, że wpływy fizyczne wywierają silny wpływ na wrażenia duszy. W wigilję dnia tego walczyłem ze straszliwą burzą, przybyłem zziębnięty do ruin samotnych i nieznanych, zasnąłem zmęczony i rozdrażniony; wkrótce potem obudził mnie dziwny i niezwyczajny w takiej samotności szelest. W dodatku znajdowałem się w miejscu, które od dwóch miesięcy było teatrem morderstw i kradzieży trapiących Normandję. Sam bez broni i w usposobieniu umysłu takiem, które nie dozwala odurzonym władzom umysłowym odzyskać całej ich energji, mimowoli przypomniałem sobie, słyszane przy gawędach wieczornych, dzieje rozbojów i morderstw. Przypomniałem je sobie i zasnąć już nie mogłem. Oparty o słup, stałem, nadsłuchując ciekawie. Byłem silnie przekonany, że hałas ten przez ludzi był spowodowany, rozglądałem się bacznie wokoło i oczy utkwiłem w zagłębione drzwi, z których najprawdopodobniej ktoś wyszedł przed chwilą. Co chwila zamierzałem się zbliżyć do nich i przekonać się, czy nie posłyszę jakiego szelestu, któryby