Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T3.djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Jeśli chcesz, za tysiąc talarów powiem ci cały sekret!... — zawołał.
Morvilliers zadziwił się, a książę Andegaweński umilił twarz, jak nigdy.
— Powiedz — rzekł król.
— To jest czysta i prosta Liga — rzekł Chicot — Liga zawiązana od lat dziesięciu. Pan de Morvillliers dowiedział się tego — co każdy mieszczanin paryski zna jak „Ojcze nasz“.
— Panie... — przerwał kanclerz.
— Mówię prawdę i dowiodę jej!... — zawołał Chicot tonem obrończym.
— Zatem wymień miejsce zebrania należących do Ligi.
— Najchętniej: 1. Plac publiczny; 2. Plac publiczny; 3. Plac publiczny.
— Pan Chicot żartuje — odrzekł kanclerz, krzywiąc się niemiłosiernie.
— Należący do Ligi, ubrani są po parysku, a idąc podnoszą nogi — odpowiedział z powagą Chicot.
Ogólny śmiech przyjął ten dowcip. Pan de Morvilliers uznał za stosowne iść za wszystkimi, i śmiał się także. Lecz nagle, zachmurzając się, rzekł:
— Jeden z moich był obecny na posiedzeniu i w miejscu, o którem pan Chicot nie wie.
Książę Andegaweński zbladł.
— Gdzie — zapytał król.
— W opactwie Ś-tej Genowefy.
Chicot upuścił papier, który w ręku trzymał.
— W opactwie Ś-tej Genowefy!... — rzekł król.
— To niepodobna. — mruknął książę.
— A co tam robili, co uradzili panie kanelerzu? — zapytał król.
— Wybrali naczelników i uradzili, aby wszyscy