Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T3.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

odbyciu ceremonii powitalnych, — pan Morvilliers donosi nam o spisku przeciw naszej osobie?
Książę rzucił na obecnych przenikliwe spojrzenie.
— Czy podobna?... — mruknął.
— Opowiedz nam wszystko — odezwał się Chicot kładąc fregatę w kryształową miednicę, stojącą na stole.
— Tak — wyjąkał książę Andegaweński, — opowiedz nam wszystko panie kanclerzu.
— Słucham — rzekł Henryk.
Kanclerz przybrał głos stłumiony, postawę schyloną i wzrok pomieszany.
— Najjaśniejszy panie — rzekł — oddawna czuwałem nad niektórymi malkontentami.
— Aha! niektórymi?... — zawoła! Chicot — to bardzo umiarkowanie.
— Byli to — mówił dalej kanclerz — ludzie mało znaczący, przekupnie, rzemieślnicy, duchowni, młodzież i...
— No, to przynajmniej ne magnaci — rzekł Chicot spokojnie, kładąc nowy statek w miednicę.
Książę Andegaweński uśmiechnął się złośliwie.
— Ja postaram się przekonać cię, Najjaśniejszy panie — mówi! kanclerz, — malkontenci chcą głównie z dwóch rzeczy korzystać, to jest z wojny i z wiary.
— To prawdopodobne — odpowiedział Henryk.
Kanclerz zadowolony pochwałą — mówił dalej;
— W wojsku, mam osoby przychylne Waszej królewskiej mości, które mi donoszą o wszystkiem: w duchowieństwie, nieco mi trudniej. Wyprawiłem więc na prowincję moich podwładnych.
— Bardzo dobrze — rzekł Chicot.
— Nakoniec — mówił Morvilliers, — udało mi się skłonić jednego.