Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T3.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Widziałeś ich!
— Tak, jak zwyczajnie podróżnych.
— Nie domyślałeś się jakiego są stanu!
— Jeden zdawał się panem, drugi zaś służącym.
— To oni!... — rzekł Chicot i dał mu talara.
Następnie, mówił do siebie:
— Wczoraj wieczór, o siódmej, do licha! wyprzedzili mię o dwanaście godzin. Nie traćmy czasu. Odwaga!
— Słuchaj, panie Chicot — rzekł mnich — odwaga, ale pewno nie ma jej mój Panurgus.
W rzeczy samej, biedne zwierzę chwiało się na nogach i udzieliło swojej słabości mnichowi.
— I twój koń nie w lepszym stanie — rzekł Gorenflot.
Biedne zwierzę skutkiem pośpiesznego biegu, stało spocone i pieniło się okropnie.
Chicot obejrzał osła i konia i zdawał się podzielać zdanie towarzysza.
Gorenflot odetchnął, gdy nagle odezwał się Chicot:
— Mój bracie — rzekł — idzie o wielki cel.
— Zapewne dążymy doń od kilku dni — zawołał Gorenflot, którego twarz zmieniła się nim całe usłyszał zdanie.
— Musimy się rozłączyć — rzekł Chicot, biorąc, jak to mówią, wstępnym bojem wołu za rogi.
— Ba!... — odrzekł Gorenflot — zawrze żarty, dlaczego mamy się rozłącząć!
— Braciszku, ty lubisz jeździć powoli.
— A! przez Boga żywego — odpowedział Gorenflot — pędzimy jak wiatr, i ty mówisz, że jedziemy powoli; wszakeśmy pięć godzin wciąż galopowali.
— To nie dosyć.
— A więc jedzmy: im prędzej będziemy jechali,