Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T3.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

powiedzą, przecież nie chcąc się pytaniami utrudzać, poprzestał na niej.
— Mniejsza o to — rzekł — ale jestem strudzony i jeść mi się chce okrutnie.
— Jest na to lekarstwo — odrzekł Chicot, trącając mnicha po ramieniu — i mnie się jeść chce, i ja jestem strudzony i w pierwszym lepszym zajeździe...
— Co?... co?... — zapytał mnich, nie dowierzając słowom trefnisia.
— W pierwszym lepszym zajeździe, każemy sobie upiec wieprzowiny, parę kurcząt i wypijemy butelkę dobrego wina.
— A zatem — mówił mnich, podnosząc się — szukajmy owego błogosławionego zajazdu. — Panurgus, pójdź, pójdź, będziesz jadł siano.
Osioł zaczął ryczeć z radości.
Chicot wsiadł na konia, Gorenflot szedł za nim, prowadząc osła.
Pożądany zajazd ukazał się oczom podróżnych, lecz radość mnicha uległa niejakiemu wstrzymaniu, gdy Chicot polecił mu wsiąść na osła, a od tylu zajechać do oberży, z czego nie mógł sobie zdać sprawy?
Trzy podróżne muły, które Chicot zdawał się ścigać, stały przed bramą.
— Jak widzę, to dla tych przeklętych podróżnych — pomyślał Gorenflot — jedziemy śpiesznie, lub opóźniamy nasze popasy. A!... jak to smutna!...
I wydal ciężkie westchnienie.
Panurgus widząc, że go cofają od miejsca, gdzie nawet osły miały odpoczynek, przystanął, zwiesił łeb między nogi i zaczął gryźć korzonki.
— Patrzaj — rzekł Gorenflot — i mój osioł iść nie chce.
— Nie chce iść!... czekaj!... czekaj!...