Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T2.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ja — odpowiedziała z wesołym śmiechem młoda kobieta — ja nigdy nie byłam wolną i pierwszy raz w życiu przebiegam tyle przestrzeni, ile chcę, i biorę w piersi tyle powietrza, ile mi trzeba.
Mój ojciec był podejrzliwy, matka dom tylko lubiąca.
Nigdy nie wychodziłam bez guwernantki, dwóch pokojowych i wielkiego draba, lokaja. Nawet nie przypominam sobie, abym biegała od tego czasu, gdy byłam jeszcze dzieckiem i z dobrą Dianą bawiłam się w Meridor, O! wtedy przez pola, łąki, krzaki biegałyśmy dowoli. Ale, ty, mój drogi, ty żyłeś na swobodzie.
— Ja, wolny?
— Zapewne, jako mężczyzna.
— Niestety, wychowany przy księciu Andegaweńskim, wywieziony z nim do Polski, sprowadzony do Paryża, zmuszony zawsze być z nim, ścigany gdy się chciałem na chwilę oddalić i przymuszony słuchać owego płaczliwego głosu:
— „Saint-Luc, mój przyjacielu, ja się nudzę, pójdź nudzić się ze mną, Wolny! tak; a ta sznurówka, która mię ustawicznie ściskała, a ta wykrochmalona kryza, która mi obcierała szyję, a owe wypomadowane włosy, w które nabierał się stale kurz, a ten kapelusz przybity szpilkami do głowy. O! moja Joasiu, ja jeszcze mniej byłem od ciebie swobodny. To też patrzaj jak korzystam z wolności. Jakież to szaleństwo, nie móc żyć tak, jak chcemy!...
— A gdyby nas pochwycono i wsadzono do Bastylji?... — zagadnęła z trwogą młoda kobieta oglądając się.
— Nic tak dalece złego, gdyby nas razem zamknięto; wszak wczoraj przez cały dzień byliśmy zamknięci, a przecież nie nudziliśmy się.