Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T2.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wszyscy wiedzą, że żadne prawo wstecz nie obowiązuje.
— Zręcznym jesteś, panie Mikołaju Dawidzie — rzekł książę de Guise, spoglądając na adwokata z rodzajem podziwu, pomieszanego ze wzgardą.
— To bardzo dowcipnie, — zrobił uwagę kardynał.
— To pięknie — rzekł Mayenne.
— To cudowne — odezwała się księżniczka — otóż pochodzę z panującej familji, i nie pójdę zamąż chyba za cesarza niemieckiego.
— Panie — rzekł cicho Chicot — zawsze cię o jedno prosiłem: „Nec nos inducas in tentationem et libera nos ab avocatibus“.
Tylko książę de Guise zastanawiał się.
— I pomyśleć, że podobne wybiegi są dla mnie stosowne, — rzekł. — Pomyśleć, że lud, nim będzie posłusznym, obejrzy genealogję!
— Masz słuszność, Henryku, gdyby szlachetność oblicza tworzyła królów, ty dźwigałbyś dziesięć koron. Lecz ważną jest rzeczą, jak mówi pan Dawid, przeprowadzić proces, który, gdy się powiedzie, nasz herb nie zawstydzi się herbów innych panujących.
— A więc ta genealogja jest dobra — rzekł Henryk de Guise, wzdychając — oto dwieście talarów, których żądał mój brat, de Mayenne, dla ciebie, panie Dawidzie.
— A oto drugie dwieście — dodał kardynał — za nową przysługę, jakiej od ciebie będziemy wymagać.
— Jestem na usługi Waszej eminencji — odrzekł Dawid, iskrzącymi oczyma patrząc na złoto.
— Nie możemy polecić ci, ażebyś sam z tą genealogją udał się do Rzymu po zatwierdzenie, bo nadto jesteś małym, abyś się dostał do Watykanu.