Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T2.djvu/83

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Po tych wyrazach nastąpił wybuch tak gwałtowny, że trudno było poznać, czy to te same osoby, co przed godziną.
— Precz z Walezjuszem!... — zawołano — precz z Henrykiem, miejmy króla wojownika, samowładnego, byle nie mnicha.
— Panowie — odezwał się obłudnie książę Andegaweński, — przebaczcie mojemu bratu. Miejmy nadzieję, że nasze rady i nasza przychylność na dobrą naprowadzą go drogę.
— Kłam wężu, kłam — rzekł Chicot.
— Mości książę — rzekł pan de Guise — może zawcześnie, ale słyszałeś szczerą myśl zgromadzenia. Nie idzie tu o związek przeciwko bearneńczykowi, który jest postrachem tchórzów, ani o obronę kościoła, który się sam utrzyma, ale idzie o wyzwolenie szlachty francuskiej. Długośmy się wstrzymywali przez uszanowanie dla Naszej książęcej mości, długo wstrzymywała nas ta miłość, jaką mamy dla panującej rodziny; lecz gdy znasz nasze cele, uważaj to co słyszałeś, za wstęp.
— Co to ma znaczyć?... — zapytał książę drżący z niepokoju i dumy zarazem.
— Mości książę — rzekł książę de Guise połączyliśmy się, jak to powiedział wielki łowczy, nie dla zbijania teorji, ale dla skutecznego działania. Dzisiaj wybraliśmy naczelnika godnego nas, a że zwyczaj każe, obranego obdarować, i my przygotowaliśmy dla ciebie dary.
Wszystkich serca zadrżały, najmocniej przecież biło serce księcia.
Pozostał jednak milczący i nieruchomy, a bladość tylko zdradzała wzruszenie.
— Panowie — mówił książę de Guise sięgając