Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T2.djvu/81

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i dumy. Książęta de Guise, tak zuchwali, mówią mu o pokorze.
Książę de Mayenne, zaczął:
— Wasza książęca mość z urodzenia i wrodzonej mądrości, powinieneś być naczelnikiem Ligi i od ciebie czekamy objaśnienia, jak mamy postępować z przyjaciółmi króla
— Nic prostszego — odpowiedział książę z rodzajem gorączkowego zapału, który u ludzi słabych zastępuje odwagę — nic prostszego powtarzam, jak nieużyteczne chwasty wyrwać z korzeniem ze zboża. Król otoczony jest nie przyjaciółmi, ale dworakami, którzy gubią jego, Francję i religję.
— Tak jest — rzekł książę de Guise stłumionym głosem.
— Prócz tego — odezwał się kardynał — dworacy nie dozwalają nam przystępu do króla i zaprzeczają praw wypływających z urodzenia i stopni.
— Zostawmy innym — przerwał książę do Mayenne — służbę bożą, bo służąc Bogu, będą służyli jego wyznawcom. O ważniejszą tu rzecz chodzi! Są ludzie nieznośni, którzy nam urągają i którzy lekceważą naszego ukochanego księcia.
Czoło księcia Andegaweńskiego powlekło się rumieńcem.
— Zniszczmy — mówił dalej Mayenne tych ulubieńców, których król naszym kosztem bogaci i niech z nas każdy jednego weźmie na siebie. Jest nas tu trzydziestu, policzmy.
— Rozsądnie — odezwał się książę Andegaweński a ty panie Mayenne dałeś dowody rozumu.
— Co było, to się nie liczy, — odparł.
— A zatem Mości książę, trzeba nam się podzielić wzniósł głos d’Entragues — ja biorę na siebie Quelusa.