Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T2.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Był to zapewne znak milczenia, bo zaraz odezwało się przeciągłe „psst“?
— Bracie Monsoreau — odezwał się mnich, który mówił poprzednio — jakie wiadomości przynosisz od księcia Andegaweńskiego?
Dwie rzeczy uderzyły słuch Chicota.
Naprzód głos donośny, właściwszy na polu bitwy, aniżeli w kościele, następnie, nazwisko Monsoreau, zaledwie od kilku dni znane na dworze.
Wysoki mnich, w sukni z szerokiemi fałdami, przeszedł między zgromadzonymi i śmiałym krokiem wszedł na mównicę.
Chicot chciał ujrzeć twarz jego, lecz nie mógł..
— Dobrze rzekł do siebie — skoro nie możemy dojrzeć cudzych twarzy, to i naszej nie pokazujmy.
— Bracia! — zawołał, a Chicot po głosie poznał wielkiego łowczego — wiadomości z Anjou nie są zadawalniające; nie dlatego, abyśmy nie znaleźli tam odczucia, ale brakuje nam reprezentantów.
Rozszerzenie stowarzyszenia w tej prowincji było powierzone baronowi de Meridor; ale ten starzec, rozpaczający po świeżej stracie jedynej córki, zaniedbał sprawę świętej Ligi i nie możemy liczyć na niego zupełnie.
Co do mnie przywiodłem na zgromadzenie trzech nowych członków, za których jak za siebie ręczyć mogę, a o których ogół wyrzeknie czy mają być przyjęci.
Szmer przebiegł po zgromadzonych a pan de Monsoreau zajął znów miejsce.
— Bracie la Hurière — odezwał się znowu mnich, który poprzednio zadał pytanie — powiedz nam co zrobiłeś w Paryżu?