Przejdź do zawartości

Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T2.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Wszak Gertruda przyrzekła księcia dzisiaj do pani wprowadzić?... Książę widział się z panem de Monsoreau i ze mną, lękając się zaś jakiej zasadzki, mnie wysłał.
I pan przyjąłeś to posłannictwo?... — rzekła Diana tonem wyrzutu.
— Był to jedyny środek dostania się do pani. Czyż mię pani będzie obwiniać, żem szukał najwięcej rozkoszy i boleści w życiu?...
— Tak, bo lepiejby było, abyś mię pan nie widział więcej i zapomniał o mnie.
— Nie, pani — rzekł Bussy — mylisz się. Bóg zesłał mię, abym odsłonił intrygę, której jesteś ofiarą. Słuchaj pani! Gdym cię ujrzał, poświęciłem ci moje życie. Moje posłannictwo dopiero się zaczyna; wszak żądałaś wiadomości od ojca?...
— Tak — odpowiedziała Diana — nic nie wiem, co się z nim stało.
— Podejmuję się przynieść pani wiadomość od ojca — rzekł Bussy — tylko pamiętaj o tym, który dla cebie żyć pragnie.
— A klucz?... — zapytała z niepokojem Diana.
— Klucz zwracam pani, albowiem tylko z twej ręki chcę go otrzymać. Zaręczam przecież, że gdybym go posiadał, nie zdradziłbym zaufania.
— Ufam słowu Bussego — odpowiedziała Diana — zatrzymaj pan klucz u siebie.
I oddała go młodzieńcowi.
— Pani — rzekł Bussy — za piętnaście dni będziemy wiedzieli, kto to jest pan de Monsoreau.
Ukłoniwszy się Dianie, Bussy wyszedł.
Diana zbliżyła się do drzwi, aby dłużej słyszeć kroki oddalającego się; odgłos ich oddawna już ucichł, a serce jej biło i łzami zaszły powieki.