Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T2.djvu/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

chali, ponieważ krzyknęli: do broni! do broni! i poskoczyli ku niemu.
Wiesz pan już, że tym jeźdźcem byłeś ty właśnie.
— O pani — rzekł Bussy, — że młoda kobieta opowiadając zdradzi jakąś tajemnicę serca — oprócz tego, że walczyłem, nic nie wiem, bo zaraz zemdlałem.
— Zbytecznem jest mówić panu ciągnęła na nieco zarumieniona — że nierówna walka budzi zawsze zajęcie, to też lękałyśmy się i drżały.
Widziałyśmy, jak koń twój upadł i sądziłyśmy, żeś zgubiony.
Lecz waleczny Bussy zasługiwał na swoją sławę.
Podniosłeś się i uderzyłeś na nieprzyjaciół: nakoniec, otoczony ze wszystkich stron, biłeś się jak lew, z twarzą zwróconą ku przeciwnikom i oparłeś się o bramę.
Wtedy, przyszło mi na myśl, aby ci otworzyć i obiedwie zeszłyśmy na schody.
Jak mówiłam, byłyśmy obwarowane z wewnątrz i trzeba było usunąć wprzódy wiele sprzętów; gdyśmy zeszły, już brama była zatrzaśnięta.
— Zdumione mówiłyśmy: co to za człowiek i jak wszedł?
Wkrótce dało się słyszeć stąpanie; ukazał się mężczyzna chwiejący się, wyciągnął rękę i upadł z głuchym jękiem na pierwszych stopniach schodów.
Widocznie, że ten mężczyzna, szukający schronienia, skorzystał z drzwi otworzonych przez księcia Andegaweńskiego.
Obawiać się go nie miałyśmy potrzeby, bo on to naszej potrzebował pomocy.
— Światła! — rzekłam do Gertrudy.
Nie myliłyśmy się, byłeś pan omdlały.